Szukaj Pokaż menu

Prawda vs. filmowa fikcja - rozwiązanie konkursu

98 569  
648   13  
Sprawdziliście ile prawdy tak naprawdę znajduje się w filmach i przerobiliście najlepsze tytuły, dostosowując je do naszej rzeczywistości. Przekonaj się jak wyglądałyby znane sceny, gdyby filmowcy nie podkoloryzowali fabuły!

Propaganda Mario - dołączysz do rewolucji?

36 052  
243   2  
Smok z gry Mario miał bardzo pracowite życie - stworzył armię pełną grzybów i żarłocznych kwiatów, aby pozbyć się tego otyłego hydraulika. Jak udało mu się to osiągnąć? Być może przeprowadził rekrutację przy pomocy tych plakatów...



Najgłupsza zabawa z dzieciństwa XXVI

23 409  
50  
Jak się zafascynować grą Fifa? Jak wesoło żyć na wsi i się nie nudzić? Jak doprowadzić rodziców do szału przynosząc brudne ubrania? Dlaczego Janek dobrze w dzieciństwie miał? Nie wiesz? To poczytaj i wszystko będzie jasne...

Zabawa trwała dobre 2-3 lata, a zaczęła się gdy miałem ok. 10 lat. Niestety nie byłem posiadaczem komputera z procesorem Pentium 200Mhz jak większość moich kolegów, a świetnej maszyny SX 486. Pamiętam, że w tym czasie wyszła FIFA 98 World Cup i codziennie chodziłem do kumpla w nią grać, ale ile można chodzić do kumpla? Wtedy była też moda na to, że graliśmy w szkole na przerwach mecze piłką tenisową. Postanowiłem połączyć tą grę z fifą i stworzyłem swoją własną grę... Otworzyłem encyklopedię, wypisałem wszystkie państwa świata, podzieliłem na kontynenty i zrobiłem kwalifikacje do MŚ.
Grałem na zasadzie każdy z każdym. Swoją drogą grałem sam ze sobą, ale emocje były... Jako bramki służyły mi fotele. Nigdy nie skończyłem gry, ale gdzieś 3/4 eliminacji udało mi się zrobić, a mecze były 2x5min, drużyn ze 150... Nadal się zastanawiam jak mi się to mogło nie znudzić. Swoją drogą gdzieś chyba jeszcze mam te kartki z wynikami...

by Yankes88

* * * * *

Mając lat naście, jako najstarsza z kuzynostwa zmuszona byłam znaleźć nam zajęcie na czas rodzinnych nasiadówek. Do jednej z zabaw służył nam wygrzebany u babci w szafie worek ze starymi ciuchami. Było tam wszystko. Od sweterków i spódniczek po halki, gorsety, staniki a nawet (fuj) używane majtki. Rzucaliśmy kostką, na kogo padło ten wyciągał coś z wora z zamkniętymi oczami. Następnie zakładał w kolejności losowania. Opornych ("Fuuuj, nie założę babcinych majtek") ubieraliśmy na siłę. Cóż, zasady muszą być przestrzegane. Do dziś mam fotki ubranych jak kretyni i obrażonych na siebie kuzynów i kuzynek (przymuszanie do ubierania bywało bolesne).

by chipsi

* * * * *

Mieszkam na wsi. Mieliśmy dwie charakterystyczne zabawy.

Z tyłu domu stał wychodek obok garażu, a za garażem był gnój. Jako że moi rodzice nie byli rolnikami to służył jako kompostownik. Rzucało się tam trawę po koszeniu, resztki z obiadów, jakieś stare jedzenie. Wspinaliśmy się na ten wychodek i skakaliśmy do gnoja. Najgorzej miał ten, kto się minął z trawą i wpadł do jakiejś starej kapusty.

Druga zabawa odbywała się u koleżanki. Braliśmy jakieś długie patyki, na jeden koniec "nadziewaliśmy" kupę od kur i bawiliśmy się w berka. Ten, kto gonił musiał tym patykiem z kupą dotknąć innego, później zmiana.

by linkinpark13 @

* * * * *

W podstawówce przynosiliśmy stary telefon, który gdy łapaliśmy za kable i kręciliśmy korbą kopał prądem. A zabawa polegała na tym, że jeden łapał za jeden koniec, reszta tworzyła kółko i ostatni łapał za drugi kabel, teraz tylko wystarczyło pokręcić korbą i wszystkich kopał prąd, Kto pierwszy odpadł dostawał kopa od każdego.

by lolus.1997 @

* * * * *

Najlepsza zabawa z dzieciństwa to zabawa w Syfa. Brało się jakąś szmatę (ścierkę, gałganek inaczej), należało ją jak najbardziej ubrudzić, smary z samochodów, błoto. kupa psia itp. Następnie jeden z nas zostawał Syfem i ganiał całe towarzystwo po całym blokowisku do momentu, aż trafił tą szmatą innego, i ten zostawał Syfem. I tak do wieczora. W czasach proszku IXI i Bielinki, dopranie ubrań po tej zabawie stawiało przed naszymi mamami nie lada wyzwanie. Ale zabawa była przednia.

by roberto6969

* * * * *

Czasy pierwszej klasy podstawówki. Ludzie dopiero się poznają, a wiadomo jak to dzieci, na przerwie każdy proponował jakąś grę. Różne pomysły chodziły chłopakom po głowach jak marynarz, ganiany, jednak ja musiałem być oryginalniejszy, a więc stoimy na tej przerwie i stoimy każdy coś tam wymienia i nagle wyskakuję z tekstem "Nie, będziemy bawić się wwwwwwwwwwww... raka".
Każdy zdziwiony co to jest, o co chodzi, przez co zostałem zobowiązany w ciągu 5 sekund wymyślenia nowej super gry, aby nie zostać skompromitowanym. Zasady były takie: opieraliśmy się rękoma i nogami o podłogę i chodziliśmy tak, zanim kogoś nie dotknęliśmy (kto uczestniczył w zabawie) nogą, wtedy ta osoba stawała się rakiem. Później doszedł jeszcze góral - podskakiwaliśmy i trzeba było dotknąć kogoś także nogą. Co najlepsze bawiliśmy się w tę grę na każdej przerwie przez 5 lat, dlaczego nie przez 6? Na początku 6 klasy dyrektorka zabroniła się nam w to bawić. Gra była kozacka, te czasy młodości...

by PiotrMat90 @

* * * * *

W zamierzchłych czasach popularną zabawą była zabawa w "strzelanego". Wiadomo o co chodzi. Każdy miał karabin ewentualnie pistolet, biegało się, strzelało i krzyczało "zabity, zabity". Często były kłótnie o to kto kogo zabił pierwszy. U nas była wersja "hard" tejże zabawy ponieważ bawiliśmy się w ciemnej piwnicy i mieliśmy "granaty" (kawałki dachówek z remontowanego obok budynku). Podczas jednej z takich zabaw wychyliłem się zza barykady w momencie, w którym wróg rzucał granatem. Finał był taki że "granat" trafił mnie w głowę, polała się krew i cała kompania odprowadziła mnie do lazaretu (czyt. do domu), gdzie sanitariuszka (mama) była średnio zadowolona z faktu iż odniosłem obrażenia. Twardy byłem i nie płakałem.

by NemE2is

* * * * *

Stado dziewczyn i jeden kolega - Janek. Więc "mądre", dziecięce główki wymyśliły odmianę berka. Zabawa polegała na tym, że kolega Janek ganiał po osiedlu dziewczynki i musiał pocałować obojętnie gdzie złapaną. Wygrywał po pocałowaniu wszystkich grających dziewczynek. Miał chłopak zabawę.

by EwQa @

* * * * *

Wąż. Bardzo prosta. ekstremalna zabawa, najbardziej popularna na przerwach lekcyjnych w połowie lat siedemdziesiątych. Polegała na tym, że wiara łapała się za ręce i heja po korytarzach i przede wszystkim klatkach schodowych. Im prędzej tym lepiej, im więcej zakrętów tym ciekawiej, im bliżej końca węża, tym więcej adrenaliny. Ten na końcu to już zupełny odjazd, a właściwie lot, bo rzadko kiedy trampki dotykały podłoża. Niestety zabawa bardzo kontuzjogenna. W naszym przypadku skończyła się, gdy kończący stawkę złamał przednią jedynkę...

by jargon @

A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę, która nie posiada konta w serwisie Joe Monster.
50
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Propaganda Mario - dołączysz do rewolucji?
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu Miejska demolka ostatniego kowboja Ameryki
Przejdź do artykułu Cierpienia, które mężczyźni muszą znosić dla swoich kobiet
Przejdź do artykułu Anegdoty z marszałkiem Piłsudskim w roli głównej
Przejdź do artykułu 7 zwariowanych ciekawostek z odległego Kazachstanu
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy II
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Odjazdowe męskie gatki
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy I

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą