Dziś o linoskoczku, huśtawce zrobionej przez blondynki, procy, siatce i rzucaniu czym się da.
Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...
CHODZENIE PO LINIEPrzeglądałem stare zdjęcia i przypomniała mi się ciekawa historia sprzed ponad 15 lat. Mając 6 lat postanowiłem nauczyć się chodzić po linie. Po kilku dniach zamęczania wyprosiłem dziadka, żeby przywiązał ją między drzewami i mocno ściągnął. Lina była koło 20 cm nad ziemią, więc upadki nie były bolesne, o ile nie upadło się na nią. Po jakimś czasie nauczyłem się stać na niej, a wiele dni później zaczęło mi wychodzić przesuwanie się.
Pewnego dnia przyjechała do nas rodzina. Było to latem i wszyscy siedzieli na ogródku przy kawce, co natychmiast wykorzystałem do pochwalenia się swoimi umiejętnościami. Dzięki mojemu treningowi na linie, posiadłem też umiejętność chodzenia po płotach jak kot. Zacząłem więc od przechadzania się po furtce i bramie, a skończyłem na linie. Wujek stwierdził, że to skoro tak dobrze mi to wychodzi to nie może być trudne i sam postanowił spróbować. Wszedł na linę, od razu stracił równowagę i upadł na nią plecami.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą