Któż z nas nie był zdziwiony, kiedy niedawno papież Benedykt XVI obwieścił, że w szopce bożonarodzeniowej wcale nie było osła? Ale najwyraźniej kłam temu twierdzeniu postanowił zadać niejaki Genny di Virgilio z Neapolu, który w zrobionej przez siebie szopce umieścił figurkę... Silvio Berlusconiego. Polityk jednak nie jest tam sam, ponieważ u jego boku stoi figurka 27-letniej Franceski Pascale, czyli młodszej o niemal pół wieku narzeczonej Berlusconiego. Nie zapominajmy jednak, że były premier Włoch poważnie myśli o nieśmiertelności i nie można wykluczyć, że jego właściwa wybranka serca przyjdzie na świat dopiero za trzy końce świata. Wtedy będzie można zrobić właściwą szopkę – Berlusconiego z dzieciątkiem.

 

 

Święta z Berlusconim jeszcze przejdą, ale z takim typem jak ten – nie. Święty Mikołaj wynajęty przez centrum ogrodnicze w angielskiej wsi Nuneham Courtenay został wylany z pracy, bo nie zbierał dobrych not u dzieciaków. Ściślej, te ostatnie wybiegały od niego z płaczem. Wśród skarg, jakie wnosili rodzice, byłe te na temat rozmów z najmłodszymi – jednemu powiedział, że nie jest prawdziwy, a prezenty dają mu mama i tata, a drugiemu, że powinien być grzeczny, bo inaczej może go spotkać to, co spotkało dzieci, której zginęły podczas niedawnej strzelaniny w USA.

 

 

Do kompletu ludzi, którzy potrafią zniszczyć magię świąt, należy oczywiście doliczyć 80-letnią Cecilię Jimenez, która zasłynęła z przemalowania fresku "Jezusa z Borji". Od tego czasu jest tym, kim Uwe Boll dla kinematografii, lecz niedawno postanowiła wykorzystać sławę i... sprzedać swój nowy obraz na aukcji. W dodatku udało się i malarka zarobiła 1,5 tys. dolarów. Czyżby początek nowej, niezwykłej kariery?

 

 

 

Czwartek był oczekiwany na zapowiadany przez niektórych koniec świata. W międzyczasie media podały, że w Chinach... aresztowano blisko 600 osób za plotkowanie na temat armagedonu. Wiadomo przecież, że w tym kraju nic nie odbędzie się bez zgody władz – nawet koniec świata.

 

 

 

Dla części Anglików jednym ze zwiastunów apokalipsy była tajemnicza śmierć 35-letniego Andrew Evansa w West Sussex. A może nie tyle śmierć, co jej okoliczności. Do mężczyzny przyszedł jego przyjaciel i rozpoczął konwersację. Andrew stał odwrócony do kuchni. Kiedy nie odpowiadał na pytania, jego znajomy w końcu postanowił sprawdzić co z nim jest nie tak i spostrzegł, że przyjaciel nie żyje. Śmierć na stojąco była nowością dla śledczych, ale oni sami twierdzą, że mogła nastąpić z przyczyn naturalnych. Może po prostu nie chcą ujawniać, że rozmowa Andrew z przyjacielem była tak nudna, że on sam postanowił zejść z tego świata?

 

 

Nie wiem jak wy, ale kiedy ja wygrzebałem się w sobotę ze swojego bunkra i z rozpaczą stwierdziłem, że świat się nie skończył i niepotrzebnie brałem tyle pożyczek, zacząłem sprawdzać kiedy nastąpi następny. Według Microsoftu będzie to 31 grudnia 2099 r., bo wtedy kończy się kalendarz Windows. Ale jest też inna przepowiednia – niejakiego Kentona Beshora, który wyznaczył termin zagłady na 2018 r. Nie możemy więc tracić nadziei, że w końcu ktoś trafi.

 

 

Natomiast w USA szeroko komentowany jest wyrok sądu, który stwierdził, że zwolnienie pracownicy z powodu „zbytniej seksowności” było zgodne z prawem. A dopuścił się tego dentysta, który doszedł do wniosku, że jego asystentka jest zbyt atrakcyjna i porównał ją do lamborghini, które trzyma się tylko w garażu i w ogóle się nim nie jeździ. Rzecz jasna w tym motoryzacyjnym poglądzie utwierdziła go zazdrosna małżonka, a sądowi pozostało tylko przyklasnąć.