Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CLXI

35 376  
71   3  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

CIEKAWOŚĆ

W podstawówce byłam. Może w czwartej, może w trzeciej klasie. Niby zwykła zabawa - ganialiśmy się z chłopakami po korytarzu. Część męska wbiegła do korytarza, którym wchodziło się na sale gimnastyczną, trzasnęły drzwi i nastała cisza. W miejscu gdzie powinna być wkładka na klucz zionęła czarna dziura... Chciałam sprawdzić czy daleko pobiegli, nachyliłam się, patrzę.
W tym momencie, któryś ’mądruś’ z całej siły kopnął drzwi nogą. Spektakularny lot i pizgnięcie o podłogę pamiętam jak przez mgłę. Na dobre oprzytomniałam dopiero na kozetce u szkolnej pielęgniarki. Na szczęście oprócz siniaka wielkości stodoły nic się nie stało, ale do tej pory, na czole, w miejscu zderzenia z klamką mam takie strasznie wrażliwe miejsce.

by Casica

* * * * *

ZWIERZĘTA GO LUBIĄ

Jak to na statku bywa czasami trafi się jakaś fajna wycieczka. Odwalaliśmy roundtripa dookoła Australii. W Darwin część załogi miała wolne. Udało mi się wślizgnąć na Jumping Crocodiles Tour - czy jakoś tak. Gościu zanęca gada kawałem mięsa na patyku, wszyscy na burcie a ja mądry stwierdziłem że mniejszy tłok będzie z drugiej strony i mimo zakazów wychylania fotografuję radośnie. Skończyłem co miałem nagrać i spojrzałem w wodę. Gad był metr za moimi plecami i właśnie brał rozpęd. Następne co widziałem, słyszałem, robiłem to pełen pysk zębów zbliżający się w moją stronę, mój rzut w tył, wyrżnięcie głową w wiadro w którym trzymali mięcho i potężny siniak. Dalej był już tylko potężny opieprz od kierownika wycieczki. Brakło może 5 sekund.

Na koniec wycieczki autochton oferował zdjęcie z jakimś dusicielem. Spoko kilku odważnych było. Gada na kark, uśmiech twardziela i jedziemy. Kłopot z moim gadem polegał że mój zaczął mi okazywać uczucia macierzyńskie. koniecznie skubaniec chciał mnie uściskać. Uściskał tak że dwóch kolesi musiało go ze mnie odrywać. Lekcja dla was. Jeżeli robicie zdjęcia z wężami możecie je położyć na kark ale na boga nie owijajcie ich sobie wokół szyi. Nie muszą atakować po prostu chcą się złapać - tak mi się wydaje

by WiecznyWedrowiec

* * * * *

SKOK NA OŚLEP

No więc kilkanaście ładnych wiosen temu nudząc się w dom u wpadłem na genialny pomysł. Zadaniem było wejść na kanapę, założyć zielone plastikowe (Dokładnie je pamiętam) wiadereczko na głowę tak by nic nie widzieć i skoczyć przed siebie. Utrudnieniem miało być to że za może 1,5m stał kredens. Po skoku miałem zamiar sprawdzić jak dużo mi brakuje do kredensu. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Wlazłem na oparcie co by dalej skoczyć i hop... Jakież było moje zdziwienie że doskoczyłem tak daleko i z pełnym impetem zawaliłem prawą brwią w wyżej wymieniony kredens. Potem tylko krew, płacz, krzyk i 3 szwy na brwi. Do dzisiaj mam bliznę która dzieli brew na dwie części wzdłuż.

by Efru @

* * * * *

TRZY PRZYGODY

1. Siedem lat temu (miałem wówczas 12 lat ) grałem w piłkę z ojcem, bratem i ze znajomym ojca. Ja się starałem jak mogłem ale cosik mi nie wychodziło, w pewnym momencie mój ojciec strzelił i piłka poleciała poza boisko. Więc ja pełen wigoru rzuciłem się za nią, piłka zatrzymała się pod betonowym płotem ja natomiast do niej nie dobiegłem, ponieważ zrobiłem to co dres umie najlepiej: przysadziłem z byka... w przewróconą bramkę. Z jej istnienia zdałem sobie dopiero sprawę jak leżałem na plecach (pod którymi były moje okulary - sam nie wiem jak się tam znalazły) z wybitym zębem, po kilkunastu sekundach zamroczenia pospolitego, kiedy ujrzałem na pięknym niebie zardzewiałą poprzeczkę. Zgniecione okulary bez jednego szkła i wybity ząb to pół biedy. W efekcie jak wychodziłem zza rogu, najpierw było widać moje czoło (miałem siniak dzięki któremu się śmiałem, że wyglądam jak kaszalot). Opuchlizna schodziła ponad tydzień, ale największe szczęście miałem podczas uderzenia, bo jak przywaliłem w poprzeczkę to z wrażenia byłem poziomo w powietrzu, a na tej poprzeczce co kilkadziesiąt centymetrów były haczyki do wieszania siatki...

2. Huśtając się na krześle kilka razy w ciągu jednego miesiąca przywaliłem z dyni w kaloryfer. Na tym skończyła się moja ciepła znajomość z nim...

3. Założyłem się z bratem z bratem kto będzie szybszy: ja na nogach, czy on na rowerze. Efekt tego zakładu był widoczny po kilku sekundach od startu kiedy brat najechał na mnie, i zacząłem szorować po bardzo nierównym asfalcie. Rozbeczany sam wracałem do domu ( było na ulicy przy której mieszkam ) i widziałem, wtedy dla mnie, strasznie wielkie krople krwi które kapały mi przed oczami. Byłem cały podrapany, posiniaczony, nawet moje koty mnie żałowały - nie opuszczały mnie przez cały dzień.

by Alex89 @

* * * * *

ZJAZD

Parę lat temu, kiedy jeszcze chodziłem do podstawówki, wybrałem się ze znajomymi pojeździć na rowerze. Pojechaliśmy na dość stromą górkę ze stosunkowo długą drogą zjazdu. Stwierdziliśmy więc, że ciekawym pomysłem byłoby rozpędzić się najbardziej jak tylko można, zjeżdżając z owej górki. Niewiele myśląc, zaczęliśmy taką zabawę. Po paru udanych zjazdach, zachęcony tym, że jeszcze nic nikomu się nie stało, postanowiłem dać z siebie wszystko. Pamiętam tylko, że ruszyłem w dół, jakieś 50-60 km/h na liczniku i ciemność. Moi koledzy myśleli, że nie żyję, bo się nie ruszałem. Okazało się, że wpadłem prostopadle w rów przy drodze, przejechałem kawałek na przednim kole, po czym wpadłem w ciernie. Miałem o tyle szczęście, że gdyby nie ta cudowna roślina spadłbym jakieś 20 m w dół i trafiłem na dodatek w "te dobre" ciernie, gdyż obok rosły strasznie grube konary, więc najpewniej bym się połamał. Skończyło się na tym, iż oprócz licznych zadrapań na twarzy, i paru całkiem niezłych szramach przez całe plecy, nogi i ręce największą tragedią była koszulka, w której zrobiłem dziurę. Po wszystkim wróciłem do domu z moimi znajomymi, przebrałem się i... Ku zdumieniu mojej matki, poszliśmy dalej jeździć.

by Tf4rdy92 @

* * * * *

ZAKRĘCIŁ

W czasach gimnazjalnych, więc nie aż tak dawno temu, z kolegami dwoma nie mając co robić przed szkołą, poszliśmy sobie na pobliski plac zabaw. 15 letnim chłopcom się szybko huśtawki znudziły, więc postanowiliśmy się pokręcić na karuzeli. No to ok, po kolei: jedna osoba kreci, dwie siedzą, i gdy ta pierwsza odpowiednio mocno zakręci wskakuje na krzesełko i sie kręcimy. Kumpel postanowił nie siadać, ale odskoczyć. Wszystko było by ok, gdyby karuzela nie kręciła się naprawdę szybko. Odskoczył, ale jak w ręce przygrzmociło metalowe krzesełko, to aż chrupnęło. Kolega położył się na ławce i tylko stękał. Okazało się, że nawet sobie nic nie złamał, a chrupnęło drewniane oparcie - zostało złamane niemal na pół. To się nazywa szczęście.

by Kryk

* * * * *

SAMOCHÓD

Miałam wtedy pięć, sześć lat. Mój tato kupił sobie nowe autko. Tak bardzo mi się podobało, że często udawałam, że nim jeżdżę. Pewnego dnia, roztrzepany tatuś zostawił kluczyki w stacyjce, a córeczka to wykorzystała i je przekręciła. I się nie zraziła! Najlepsze jest to, że nie kierowałam tylko wlazłam pod siedzenie i naciskałam butkami pedał gazu i hamulca, no i się śmiałam, bo mnie tak śmiesznie kołysało w te i wewte. W pewnym momencie zakołysało tak mocno, że pieprznęłam głową o coś wystającego. Chcę do tyłu, a nie mogę, bo to coś się wbiło i trzyma. No to ja w końcu z rykiem otwieram drzwi samochodu (jakie szczęście, że wiedziałam, gdzie hamulec, a i droga była prosta, przejechałam może dwadzieścia metrów), a z głowy dynda mi trzy czwarte kluczyka i okrwawione breloczki. Bliznę mam do dziś.

by Miss34 @

* * * * *

ODEBRAŁ ROWER

Miałem wtedy chyba 13 lat. Coś mi się w rowerze popsuło i oddałem go do naprawy. Po paru dniach odebrałem no i co miałem robić? Od razu pojechałem go wypróbować. Co więcej, przez te parę dni gdy nie miałem roweru ktoś usypał taką małą "wyskocznię" niedaleko bloku no i wszyscy kumple już z niej skakali. Wziąłem kurtkę, którą tego dnia kupiła mi mama (trzeba było "zacynić") i rower odebrany 15 minut wcześniej z naprawy i pojechałem. Rozpędziłem się i wyskoczyłem! Poleciałem dalej niż kto inny wylatując za dość krótką usypaną dróżkę i wylądowałem w trawie. Pech chciał, że wylądowałem na jakimś kamieniu, podbiło mi przednio koło, zrobiłem fikołka w powietrzu i wtedy dopiero ostatecznie zakończyłem swą podróż! Niestety na twarzy. Mnie nic się nie stało, ale kurtkę musiałem wyrzucić bo była porwana, a rower odprowadzić znów do warsztatu. Bogu dzięki ojca nie było w domu i tylko mama mnie opieprzyła.

by Kaszti1991 @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 35376x | Komentarzy: 3 | Okejek: 71 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało